Asfaltowa droga prowadzi teraz cały czas w dół, więc decydujemy się przejść ten odcinek na nogach. Okazało się jednak, że z tą bliskością dwóch wodospadów to nie do końca tak. Owszem, przewodnik Lonely Planet miał rację. Z Jarabacoa do Salto de Biguate mogło być ok. 6km, z tym, że zaraz za miasteczkiem Jarabacoa odbijało się w boczną drogę i prawie całe te 6km szło się w innym kierunku. Ostatecznie doszliśmy więc do tego rozwidlenia (i strzałki na Salto de Biguate) i ruszyliśmy w kierunku wodospadu robiąc nieco więcej km. niż początkowo zakładaliśmy. Niemniej jednak warto było, bo wodospad prezentował się na prawdę bajecznie.
Według większości przewodników wodospad ten opisywany był jako najmniej interesujący, jednak w moim przekonaniu był najpiękniejszym ze wszystkich trzech wodospadów Jarabacoa, i jednym z ładniejszych, jakie w życiu widziałem.
W porównaniu do pozostałych nie był może specjalnie wysoki (tylko 25 metrów) ale swoją urodą pozostawiał inne daleko w tyle, a tworzące się pod wodospadem oczko wodne zachęcało do kąpieli. I chyba dobrze, że trafiliśmy tu pod koniec pory suchej, bo na zdjęciach, które oglądałem później w Internecie, wodospad z większą ilością wody nie był już tak zachwycający. Nie mówiąc już o tym, że naturalna sadzawka pod wodospadem miała kolor brązowy i raczej odstraszała, niż zachęcała.
Przy wodospadzie poznajemy Hiszpana w towarzystwie Dominikańskiego przyjaciela-przewodnika, którzy proponują nam, że podrzucą nas z powrotem autem do Jarabacoa.
Z okolicznych wodospadów został jeszcze jeden - Salto Jimenoa Dos, który również położony jest dość daleko od głównej drogi między Jarabacoą a La Vegą. Najlepiej dojechać tam korzystając z usług Motoconcho, bo guagua tam nie dojeżdżają. Jeden z Motoconcho proponuje mi cenę 500 peso za dojazd do wodospadu. Mówię, że to stanowczo za drogo. Kawałek dalej drugi Motoconcho proponuje 300 peso. Odmawiam i idę dalej, czekając na reakcję. Widząc, że właśnie traci klienta krzyczy za mną, że zawiezie mnie za 250 peso. Mówię, że to nadal za drogo, że maksymalnie jestem w stanie dać 150 peso. Zdezorientowany rzuca cenę 220 peso czy coś w tym stylu. Stanowczo powtarzam, że maksymalnie mogę dać 150 peso. Rezygnuje i odjeżdża, by za kilka sekund, oczywiście zupełnie przypadkiem, pojawił się kolejny motocyklista, który zapytany o cenę od razu odpowiada - 150 peso. No to jedziemy.
C.d.n
*Wszystkie zdjęcia własnego autorstwa