[ENG]
During our trip around America, we did not have the opportunity to be in a place and place, even for a few days - La Paz was one of such places.
The plans were ambitious, because there is no city around La Paz, but also the enormity that we planned to experience. “The conditions for it to be warm, that Bolivia was one country with another, what were the countries, so we allowed ourselves to choose a fairly good hostel, and it would not be us in our pockets anyway. In our state of progress so far in La paz it certainly does not matter that it is there, as a result of the comparison of our hostel, still on the only normal tasty pizza in the entire South American continent. With their young body and spirit in Bolivia, the Guzmans came up with the idea to make a Pizza to go further, but later, as befits street thinking, we really liked it. When we have a choice:
a) making pasta with tomato sauce on a gas burner for the hundredth time,
b) half of a chicken with rice and carrot salad for PLN 8
c) high-quality pizza with mozzarella cheese, not the usual gouda for PLN 25.
There can be only one choice.

[PL]
Podczas naszej podróży po Ameryce Południowej nie mieliśmy za wiele chwil, w których mogliśmy zatrzymać się w biegu i usiąść gdzieś choćby na kilka dni – La Paz było jednym z takich miejsc.
Plany były ambitne, no bo przecież wokół La Paz, ale również jak i w samym mieście jest ogrom atrakcji, które planowaliśmy przeżyć. Warunki do postoju też były dość sprzyjające, no bo nie da się ukryć, że Boliwia była jednym z najtańszych krajów jakie spotkaliśmy na swojej drodze, więc pozwoliliśmy sobie na wybranie dość dobrego hostelu, a to i tak nie uderzyło nas wcale po kieszeni. W naszej późniejszej ocenie pobytu w La paz na pewno nie bez znaczenia pozostał fakt, że właśnie tam, w bezpośrednim sąsiedztwie naszego hostelu, zupełnym przypadkiem natrafiliśmy na jedną jedyną normalną smaczną pizzę na całym kontynencie południowoamerykańskim. Młodzi ciałem i duchem Boliwijczycy z ulicy Guzman de Rojas wpadli na pomysł aby robić Pizzę nie możliwie najtańszą, ale możliwie najlepszą, co jak na Amerykę Południową przystało jest myśleniem niezwykle przewrotnym, ale nam bardzo to przypadło do gustu. Gdy mamy do wyboru:
a) zrobienie sobie na palniku gazowym po raz setny raz makarony z sosem pomidorowym,
b) połówka kurczaka z ryżem i surówką z marchwi za 8 zł
c) wysokiej jakości pizza z serem mozzarella, a nie jak to zwykle bywało gouda za 25 zł.
Smaczny wybór może być tylko jeden.

IMG_0292.JPG
IMG_0293.JPG
IMG_0294.JPG
IMG_0301.JPG
IMG_0302.JPG

[ENG]
The plans for visiting the immediate vicinity of La Paz were ambitious: the famous El Choro and Takesi mountain routes run between the mountains seen from the city. The extremely popular and extremely dangerous "road of death" ends in La Paz, called by Bolivian marketers the most dangerous road in the world. There may be something in this name, because in fact the photos taken from the road make an electrifying impression. Unfortunately, our stay in Bolivia fell on the so-called rainy season, and therefore the daily afternoon heavy rain was as sure as an amen in prayer. We found it pointless to go to the mountains and ensure a hike in the cold rain when we could see little but fog anyway.
So we decided to stay in the capital of Bolivia for a long time, but we did not plan to chase after anything, just a little rest. Among the city attractions that can be seen between the first and the second rainfall there was a witch market, which is a very, very overrated place where you can buy a powdered bat, dried monkey or snake venom, all in order to ensure great wealth, great love or, most often, a great erection. .
The second, in my opinion more interesting, proposition that La Paz offers us is the most famous Bolivian necropolis called Cementerio General de La Paz. Not a large, 9.2 hectare necropolis. (for comparison, the Krakow Rakowicki cemetery is 42 hours long, and the Warsaw cemetery has 24.3 hours), by European standards, it has an unusual form, because it is built of large parallel walls with graves arranged in columns and rows. The most interesting thing in all this is the form of commemorating the dead. On each of the tombs, behind the glass doors, you can find things that the dead loved during their lifetime. A pack of cigarettes, a monkey of pure or colored vodka, Coca-Cola or chewing gum or teddy bears. Chinese solar dancing figurines in the shape of ducks, teddy bears, flowers and Santa Clauses won our liking. A REAL BOMB! I would like such a happy tradition to also appear in Polish cemeteries.
An even better thing was observed at Cementerio General de La Paz, but unfortunately impossible to transfer to Polish conditions, were the ubiquitous hummingbirds meticulously changing between artificial and natural flowers hung by the tombstones.

[PL]
Plany zwiedzania najbliższych okolic La Paz były ambitne: no bo pomiędzy górami widzianymi z miasta przebiegają słynne szlaki górskie El Choro i Takesi. W La Paz kończy się również niezwykle popularna i niezwykle niebezpieczna „droga śmierci”, przez boliwijskich marketingowców nazywana najniebezpieczniejszą drogą na świecie. Coś w tej nazwie może być, bo faktycznie fotografie z drogi robią piorunujące wrażenie. Niestety, nasz pobyt w Boliwii przypadł na tak zwaną porę deszczową i w związku z tym codzienny popołudniowy nawalny deszcz był pewny jak amen w pacierzu. Stwierdziliśmy, że bezsensowne jest jechanie w góry i zapewnianie sobie wędrówki w zimnym deszczu w sytuacji gdy i tak niewiele prócz mgieł będziemy mogli zobaczyć.
Tak oto zdecydowaliśmy się na pozostanie w Stolicy Boliwii na dłuższą chwilę, jednak nie planowaliśmy gonić za niczym, tylko trochę odpocząć sobie. Z miejskich atrakcji możliwych do zobaczenia między jednym a drugim opadem deszczu był targ czarownic czyli bardzo, bardzo przereklamowane miejsce gdzie można kupić sproszkowanego nietoperza, zasuszoną małpę czy jad węża, a wszystko to po to aby zapewnić sobie wielkie bogactwo, wielką miłość czy najczęściej wielka erekcję.
Drugą, w moim odczuciu ciekawszą, propozycją jaka oferuje nam La Paz jest najsłynniejsza boliwijska nekropolia zwana Cementerio General de La Paz. Nie duża, bo licząca 9,2 hektara nekropolia. (dla porównania krakowski cmentarz Rakowicki ma 42h, a warszawskie powązki maja 24,3h) ma jak na europejskie standardy nietypową formę, gdyż zbudowany jest z wielkich równolegle ułożonych do siebie ścian w których w kolumnach i rzędach ułożone są groby. Najciekawsze w tym wszystkim jest forma upamiętniania zmarłych. Na każdym z grobów za szklanymi drzwiczkami można znaleźć rzeczy które zmarli umiłowali sobie za życia. Paczka papierosów, małpka czystej, lub kolorowej wódki, Coca-cola czy guma do żucia czy pluszowe misie. Naszą największą sympatię zdobyły chińskie solarne tańczące figurki w kształcie kaczek, misiów, kwiatuszków i mikołajów. PRAWDZIWA BOMBA ! Chciałby aby taka wesoła tradycja pojawiła się również na polskich cmentarzach.
Jeszcze lepszą rzeczą zaobserwowana na Cementerio General de La Paz, ale niestety niemożliwą do przeniesienia na polskie warunki były wszechobecne kolibry skrupulatnie przebierające pomiędzy sztucznymi, a naturalnymi kwiatami powieszonymi przy nagrobkach.

IMG_0299.JPG
IMG_0300.JPG
IMG_0297.JPG
IMG_0298.JPG